SPORT

Hiszpańska dominacja w Europie

Dwa finały europejskich pucharów zakończyły się pewnym zwycięstwem hiszpańskim drużyn. Co ciekawsze dominacja klubów z Półwyspu Iberyjskiego zamyka się nie tylko w skali całego kraju, a miasta, jakim jest Madryt. To dwa kluby ze stolicy Hiszpanii są na ustach kibiców z całego świata. Nieco w cieniu jest mniej utytułowany zespół z Madrytu- Atletico.  Spowodowane jest to niebywałym osiągnięciem klubu zza miedzy, który jako pierwszy w historii podniósł puchar w najważniejszych europejskich rozgrywkach.

Pierwszy finał został rozegrany 16 maja, czyli tydzień przed finałem Ligi Mistrzów w Kijowie. Liga Europy od lat jest przystawką dla bardziej renomowanej „koleżanki”, w której to najbogatsi spotykają się na europejskich salonach rok w rok. Atletico nie pozostawiło złudzeń Marsylii, gromiąc przeciwników 3:0. Hiszpanie zagrali wyrachowany, skuteczny futbol, typową piłkę jaką raczyli swoich fanów  od lat pod wodzą Diego Simeone. Wygraną dały dwa gole Griezmanna i jedna legendy Atletico- Gabiego. Prawdopodobnie to było ostatnie spotkanie w europejskich pucharach francuskiego skrzydłowego w barwach Atleti.  Coraz głośniej mówi się o jego przenosinach  do Barcelony. Na pewno jednak inna legenda klubu pożegnała się z Atleti tym finałem. Chodzi o Fernardo Torresa, który otrzymał symboliczne kilka minut, po to, by móc pożegnać się na boisku z kibicami. Być może Hiszpan wcale nie zameldowałby się na placu gry w tym spotkaniu, jednak wielki gest w stronę El Nino uczynił właśnie Griezmann. Francuz w 90 minucie podbiegł do ławki i wręcz „wymusił” na trenerach swojego zespołu to, aby w jego miejsce weszła ikona madryckiego klubu.

Dziesięć dni później doszło do najbardziej wyczekiwanego meczu w tym sezonie. W finale Ligi Mistrzów Liverpool zmierzył się z Realem Madryt. The Reds od początku zgodnie z przypuszczeniami ruszyli agresywnie na bramkę Keylora Navasa, stwarzając sobie okazję za okazją. Mecz od pierwszego gwizdka był pod dyktando Liverpoolu i piłkarze Realu na własnej skórze mogli przekonać się czym jest popularny high –gegenpressing (wysoki, agresywny pressing na połowie rywali). Królewscy nie radzili sobie z tak grającym rywalem aż do kluczowego momentu w tym spotkaniu.  W 30 minucie na połowie rywali w walce o wolną pozycję z  Sergio Ramosem, Mohammed Salah niefortunnie upadł i doznał kontuzji. Tuż po meczu spekulowano, że słynący z agresywnej, bezpardonowej obrony, hiszpański obrońca celowo upadł w taki sposób, by zrobić krzywdę rywalowi. Powtórki wszystko rozstrzygnęły- tylko adepci piłki nożnej mogliby zauważyć w tym starciu celowość Ramosa. Do momentu zejścia Egipcjanina, Liverpool stworzył sobie 9 okazji, zaś po zejściu w ciągu 60 minut jedynie 4. Te liczby pokazują jak ważnym punktem w drużynie Jurgena Kloppa jest  skrzydłowy reprezentacji Egiptu. Po bezbramkowej pierwszej połowie, w drugiej części meczu klop(sa) popełnił bramkarz Liverpoolu- Karius, który wybił piłkę w tak niefortunny sposób, że odbiła się ona od nogi Karima Benzemy, wpadając do siatki. Na pewno ta sytuacja stanie wpisze się na zawsze w karty największych wpadek bramkarzy, a Kariusowi do końca piłkarskiej kariery będą dziennikarze i kibice wypominać tak wielki błąd.  Królewscy cieszyli się z prowadzenia tylko cztery minut. Gola na 1:! Zdobył Sadio Mane, który pod nieobecność Salaha wziął na swoje barki ciężar spotkania. Gdy wydawało się, że czeka nas w kolejnych minutach gra na wyniszczenie, wszelkie nadzieję na wygranie finału wybił Liverpoolovi Gareth Bale. Walijczyk wykorzystał dośrodkowanie Marcelo i strzałem z przewrotki pokonał bramkarza The Reds. Warto wspomnieć, że zdobył bramkę 3 minuty po wejściu na boisku. Gol jeszcze piękniejszy niż ten zdobyty przez Cristiano Ronaldo w starciu z Juve na stadionie Mistrza Włoch. W 83 minucie po raz kolejny, prezentujący tego wieczoru beznadziejna formę Loris Karius popełnił błąd, a swojego drugiego gola zdobył Bale. Walijczyk oddał strzał z 30 metrów, a bramkarz Liverpoolu zamiast parować piłkę do boku trafił w nią tak niefortunnie, że ta wpadła z impetem do bramki. Mecz zakończył się wynikiem 3:1.

Real po raz pierwszy w historii tych rozgrywek zdobył po raz trzeci z rzędu puchar i tej sztuki już nikt nie powtórzy. Nie wierzę, by ktokolwiek to zrobił. Sukces okupiony po drodze kontuzją Carvajala, wielkim szczęściem w spotkaniach z PSG czy Juventusem. Co należy zapamiętać z finału? Legendarny Real, nieskutecznego Ronaldo, który pudłował okazje za okazją, po czym tuż po meczu znów oznajmił, że jego kariera na Bernabeu stoi pod znakiem zapytania. Do tego słowa Bale’a do dziennikarzy, gdzie Walijczyk wyraża niezadowolenie z tego, że nie wyszedł w pierwszym składzie i musi się rozglądać za nowym klubem, skoro nie ma pewnego miejsca. Warto wspomnieć, ze to 13 tytuł Realu Madryt w Lidze Mistrzów. Jest to zdecydowanie najbardziej utytułowany klub w Europie. Niestety jak pokazał kolejny tydzień po finale, zwycięstwo Królewskich z Liverpoolem okazało się pyrrusowe. 31 maja spadła na fanów Realu najgorsza informacja, jaka mogli usłyszeć. Na powołanej czwartek konferencji prasowej, w której wzięli prezes Florentino Perez oraz trener Zinedine Zidane, ten drugi postanowił abdykować. Widać było, że decyzja jaka podjął jest trudna dla niego, jednak nieodwracalna. Ze słów przekazanych na gorąco dziennikarzom można odczytać to, iż francuski trener jest przemęczony i zrobił to, dlatego, że klub potrzebuje zmian. Legenda na boisku i na ławce trenerskiej. W niecałe 900 dni zdobył 9 tytułów. Dziennikarze  wyliczyli, ze  średnio co 17 spotkań zdobywał puchar. Nikt dotąd nie wykręcił takich liczb.
Piotr Chmielewski

Piotr Chmielewski

Czołem! Nazywam się Piotr Chmielewski. Jestem dziennikarzem. W "CENTRUM" zajmuję się tematyką sportową.


error: Zawartość jest chroniona!!